Kolejną galerią na Lindenstrasse 34 w Berlinie jest Nordenhake. W kwietniu pokazuje ona abstrakcyjne prace szwedzkiej artystki Ann Edholm. Wielkoformatowe geometryzujące malarstwo na pierwszy rzut oka zdaje się nawiązywać do sztuki op-art, badającej funkcjonowanie zmysłu wzroku poprzez wystawienie go na różnego rodzaju nietypowe doświadczenia (na przykład w obrazach prezentujących zdające się poruszać abstrakcyjne formy).
Takie skojarzenia budzi praca Ann Edholm pt. At The back of Silence II ukazująca utrzymane w intensywnej żółci koła na czarnym tle. Zdają się one odstawać od powierzchni płótna i lekko wibrować. Podobnie w innych pracach, np. w Nighthours czy Kaddish. Skojarzenie z op-artem wydaje się tu jednak powierzchowne, a nawet błędne i to przynajmniej z dwóch powodów:
1. Wspólna malarzom op-artu była próba wymazania z dzieła śladów indywidualności jego twórcy poprzez wydobycie na pierwszy plan ‘obiektywnego’ optycznego wydarzenia czy prawa. Obrazy op-artowe są na ogół perfekcyjnie namalowane, brak w nich jakichkolwiek znamion malarskiego gestu. Tymczasem w obrazach Ann Edholm widoczne są okazjonalne nacięcia, wbite gwoździe, ślady pociągnięć pędzla, odciski kciuka (niestety słabo widoczne na wykonanych przeze mnie zdjęciach). Perfekcyjność formy została w nich w zauważalny sposób naruszona. Gest wbicia gwoździa uczynił je indywidualnymi i niedoskonałymi przedmiotami w kontraście do epatujących chłodną perfekcją ‘taśmowych’ produkcji malarzy op-artu.
2. Op-art był w przeważającej części malarstwem nacechowanym formalistycznie i naukowo, specyficznie bezosobowym i w zasadzie nie poruszającym głębszych treści (poza nawiązaniem do praw optyki/natury). Obrazy Ann Edholm natomiast, choć abstrakcyjne i geometryczne, takie treści ewokują. Już sama kolorystyka jest tu znacząca: zwróćmy uwagę na to, że charakterystyczne dla tej wystawy zestawienie czarnego i żółtego występuje na drogowych znakach ostrzegawczych. Również w świecie natury barwy te pełnią funkcję odstraszającą (tzw. aposematyzm). Prace artystki nabierają w ten sposób agresywnego charakteru, wytwarzając atmosferę niepokoju, swoistej złowieszczej "perfekcyjnej niedoskonałości". Wrażenie to wzmaga ich duży format. W efekcie trudno przejść obok nich obojętnie, ze wzruszeniem ramion, jak w przypadku wielu prac op-artu.
W towarzyszącym wystawie tekście czytamy, że prace mają częściowo charakter autobiograficzny - matka artystki urodziła się w Berlinie i przeżyła bombardowania tego miasta w trakcie drugiej wojny światowej. Obrazy mają najprawdopodobniej oddawać atmosferę tamtych wydarzeń. Jakkolwiek umieszczenie ich w perspektywie historycznej jest jak najbardziej uzasadnione, sądzę, że możliwe jest wykroczenie w interpretacji poza te ramy, w kierunku przesłania bardziej uniwersalnego, odwołującego się do problematyki przemocy - nie tylko fizycznej, ale i wizualnej. Prace Edholm natarczywie domagają się uwagi widza, inwazyjnie naruszają jego przestrzeń wywołując pragnienie obrony - obrony, której nieznaczne ślady w postaci drobnych ingerencji w strukturę płótna czy aluminium zdają się same zawierać...
Takie skojarzenia budzi praca Ann Edholm pt. At The back of Silence II ukazująca utrzymane w intensywnej żółci koła na czarnym tle. Zdają się one odstawać od powierzchni płótna i lekko wibrować. Podobnie w innych pracach, np. w Nighthours czy Kaddish. Skojarzenie z op-artem wydaje się tu jednak powierzchowne, a nawet błędne i to przynajmniej z dwóch powodów:
1. Wspólna malarzom op-artu była próba wymazania z dzieła śladów indywidualności jego twórcy poprzez wydobycie na pierwszy plan ‘obiektywnego’ optycznego wydarzenia czy prawa. Obrazy op-artowe są na ogół perfekcyjnie namalowane, brak w nich jakichkolwiek znamion malarskiego gestu. Tymczasem w obrazach Ann Edholm widoczne są okazjonalne nacięcia, wbite gwoździe, ślady pociągnięć pędzla, odciski kciuka (niestety słabo widoczne na wykonanych przeze mnie zdjęciach). Perfekcyjność formy została w nich w zauważalny sposób naruszona. Gest wbicia gwoździa uczynił je indywidualnymi i niedoskonałymi przedmiotami w kontraście do epatujących chłodną perfekcją ‘taśmowych’ produkcji malarzy op-artu.
2. Op-art był w przeważającej części malarstwem nacechowanym formalistycznie i naukowo, specyficznie bezosobowym i w zasadzie nie poruszającym głębszych treści (poza nawiązaniem do praw optyki/natury). Obrazy Ann Edholm natomiast, choć abstrakcyjne i geometryczne, takie treści ewokują. Już sama kolorystyka jest tu znacząca: zwróćmy uwagę na to, że charakterystyczne dla tej wystawy zestawienie czarnego i żółtego występuje na drogowych znakach ostrzegawczych. Również w świecie natury barwy te pełnią funkcję odstraszającą (tzw. aposematyzm). Prace artystki nabierają w ten sposób agresywnego charakteru, wytwarzając atmosferę niepokoju, swoistej złowieszczej "perfekcyjnej niedoskonałości". Wrażenie to wzmaga ich duży format. W efekcie trudno przejść obok nich obojętnie, ze wzruszeniem ramion, jak w przypadku wielu prac op-artu.
W towarzyszącym wystawie tekście czytamy, że prace mają częściowo charakter autobiograficzny - matka artystki urodziła się w Berlinie i przeżyła bombardowania tego miasta w trakcie drugiej wojny światowej. Obrazy mają najprawdopodobniej oddawać atmosferę tamtych wydarzeń. Jakkolwiek umieszczenie ich w perspektywie historycznej jest jak najbardziej uzasadnione, sądzę, że możliwe jest wykroczenie w interpretacji poza te ramy, w kierunku przesłania bardziej uniwersalnego, odwołującego się do problematyki przemocy - nie tylko fizycznej, ale i wizualnej. Prace Edholm natarczywie domagają się uwagi widza, inwazyjnie naruszają jego przestrzeń wywołując pragnienie obrony - obrony, której nieznaczne ślady w postaci drobnych ingerencji w strukturę płótna czy aluminium zdają się same zawierać...
3 komentarze:
wygladają jak opart mimo wszystko
na pierwszy rzut oka tak, ale to jednak zupełnie coś innego... podobają Ci się?
luźne wrażenie,stosunkowo mało w nich poezji
Prześlij komentarz