czwartek, 9 kwietnia 2009

Berlin, Lindenstrasse 34 (1. Olafur Eliasson, The colour circle series, Part 1-3)

Podczas ostatniej krótkiej wizyty w Berlinie postanowiłam odwiedzić galerię Niels Borch Jensen, by obejrzeć serię prac Olafura Eliassona pt. The colour circle series (2008-09). Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że w budynku przy Lindenstrasse 34 mieści się kilka innych galerii. Co ciekawe, większość z nich prezentuje w tym momencie sztukę abstrakcyjną. W kolejnych trzech postach postaram się zdać relację z tego, co udało mi się tam zobaczyć. Wystawa Eliassona stanowi kontynuację zainteresowania artysty właściwościami barwy. Bezpośrednim punktem odniesienia jest tutaj praca z 2005 roku pt. The colour spectrum series, seria 48 grawiur prezentujących spektrum barw o różnym stopniu nasycenia.

Źródło: www.eliasson.com.

Tym razem ukazano trzy serie, z których każda zawiera trzy prace będące zestawieniami 24 odcieni kolorów ułożonych w formę koła. Na pierwszy rzut oka przypominają one tabele kolorystyczne, jakie możemy zobaczyć na stronach firm produkujących farby malarskie (Dulux czy Benjamin Moore). Palety Eliassona mają jednakże służyć nieco innemu celowi niż komercyjny (oczywiście jeśli weźmiemy za dobrą monetę deklaracje samego artysty ;-)). Od tamtych odróżnia je ponadto to, że prezentują one rezultaty zastosowania specjalnych, dla każdej serii innych, algorytmów. Pierwsze koło pierwszej serii zawiera co drugi odcień z wyżej wymienionej pracy. Kolejne koło powstało przez dodawanie do siebie kolorów usytuowanych naprzeciw siebie w pierwszym kole. W ten sposób Eliasson uzyskał bardziej ‘przydymione’ wersje kolorów z planszy pierwszej. Następne koło utworzył przez dodanie do każdego koloru z pierwszego koła dwóch jego odcieni tak samo od siebie oddalonych. W wyniku tych przekształceń jasne świetliste pierwsze koło zamieniło się w koło prezentujące różne odcienie czerni:

Trzy koła drugiej serii powstały przez dodanie do kolorów z pierwszego koła koloru, kolejno: żółtego, czerwonego i niebieskiego:



Koła serii trzeciej powstały natomiast przez dodanie do kolorów z pierwszego koła koloru, odpowiednio: białego, szarego i czarnego.

Eliasson po raz kolejny sprawdza działanie naszego zmysłu wzroku, w szczególności umiejętność dostrzegania subtelnych odcieni kolorystycznych - efektów zachodzących w każdej serii zmian. Sztuka staje się tu narzędziem zarówno dociekania naukowego, jak i wzbogacania możliwości percepcyjnych odbiorcy.

Wybrana przez artystę forma koła powoduje, że całość wywiera na - zmuszonym do wpatrywania się w poszczególne odcienie - widzu hipnotyzujący, wręcz mistyczny efekt (koła wyglądają wszak jak sporych rozmiarów mandale...), kontrastujący z quasi-naukową atmosferą całego przedsięwzięcia. W ten sposób spotykają się w tej pracy dwa rozumienia koloru obecne w naszej kulturze: chłodne/naukowe/bezosobowe (kolor jako rezultat przeprowadzenia w pełni racjonalnej procedury/kolor jako towar - vide skojarzenia z Duluxem) i mistyczne/osobiste (kolor jako środek wprowadzania w metafizyczny nastrój, vide Rothko/Newman).
Fot. A.R.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

proste i ładne

Anonimowy pisze...

To ciekawe! :)
A ja się zastanawiam nad przełożeniem na realia... rynku sztuki, w sensie pracy jako sekwencyjnej całości. Jak podchodzi merchandiser, albo: jak powinien podejść? Czym jest każdy osobny fotogram? Autonomicznym artefaktem?
Jak Ty to widzisz?

paula

Aneta Rostkowska pisze...

O ile mi wiadomo każde z kół jest sprzedawane osobno, przy czym artysta wykonał i podpisał na odwrocie po 24 sztuki każdego. biorąc po uwagę fakt, że jest to łącznie 9 prac, zarobek może być całkiem niezły...

Jeśli chodzi o odbiór pracy - na pierwszy rzut oka dla pełnego oglądu należałoby zakupić cały komplet kół (9), tak aby można było śledzić zmiany kolorystyczne w seriach. sprzedawanie każdego koła osobno jest tu zręczną strategią - żeby mieć pełen ogląd odbiorca musi zacząć kolekcjonować...

z drugiej strony można powiedzieć, że już jedno koło ma swoiste walory wizualne i może być potraktowane jako samodzielne w stosunku do reszty.

możliwe są zatem oba podejścia, przy czym w każdym z nich obiekt nabiera innego charakteru/ewokuje inna interpretację: raz jako część całości, raz jako artefakt samodzielny.

Anonimowy pisze...

cześć, nie mogę dojrzeć Twojego mejla, napisz do mnie proszę jak znajdziesz sekundę: kuba@obieg.pl

K.Banasiak

Anonimowy pisze...

coś innego ciekawego było w Berlinie ?

Aneta Rostkowska pisze...

Oczywiście, o galeriach na Lindenstrasse jeszcze napiszę, podobnie - o instalacji Cardiff/Miller w Hamburger Bahnhof.
Poza tym, np. amerykańscy fotorealiści w Guggenheim (jakoś fotorealizm heh nabiera barw na tej wystawie muszę przyznać, polecam!), ponadto fajne zestawienie Rothko i Giotto w Kulturforum (2 obrazki w małym pomieszczeniu, moim zdaniem wzmacniają nawzajem swoje oddziaływanie; wspaniały katalog do tego się pojawił), w tym ostatnim również niezła wystawa dla miłośników sztuki dawnej (choć niestety z fatalnymi, nudnymi komentarzami do obrazów) - van der Weyden i Mistrz z Flemalle. Niestety nie udało mi się zobaczyć wystawy Pictopia w Haus der Kulturen der Welt. Widział to ktoś może? -
http://exhibition.pictoplasma.com/pictopia

Anonimowy pisze...

czekamy na wpis z
ilustracjami Pani Aneto:-)

Anonimowy pisze...

http://vernissage-tv.com/09/artists-and-works.pdf