czwartek, 9 czerwca 2011

Polski pop-art w przestrzeni pozornie publicznej


Wspominałam już na tym blogu o pop-artowych rzeźbach Murakamiego (tu i tu). Pracę w podobnym duchu stworzyła Dorota Hadrian. "Chet ha'Egel" ("Grzech Cielca") to rzeźba przedstawiająca kucyka pony wraz z dwoma adorującymi go puttami - ironiczne nawiązanie do kiczu dziecięcych zabawek i obecnego w dziecięcym świecie konsumpcjonizmu. Nic też dziwnego, że na prezentację pracy artystka wybrała galerię handlową - to tu rodzice najczęściej ulegają pokusom swoich dzieci. Obdarzenie rzeźby umieszczonej w centrum handlowym motywem z barokowej ikonografii sakralnej wzmocniło jej quasi-sakralny charakter. Wyszło też naprzeciw zachowaniom naszego 'katolickiego' społeczeństwa, dla którego odwiedzanie galerii handlowych w niedzielę - dzień 'święty' - to rzecz normalna: dzięki rzeźbie przejście z jednej świątyni do drugiej zyskuje na estetycznej spójności.

Tematem, który mnie jednak najbardziej interesuje w tym kontekście nie jest krytyka konsumpcjonizmu - przyznajmy, dość zadomowiona już w świecie sztuki , lecz - świadomie podjęty tu przez artystkę - problem możliwości funkcjonowania sztuki w galerii handlowej. Centrum handlowe "Galeria Krakowska" bez podania powodu decyzji nie zgodziło się bowiem na prezentację pracy. Odbyła się tylko krótka nielegalna 'procesja', w trakcie której pracę przeniesiono przez galerię na moment stawiając na podłodze (film poniżej).

Wydawałoby się, że "Chet ha'Egel" to praca idealna dla kontekstu galerii handlowej - czerpiąca z pełnej afektowanego przesytu estetyki miejsca, ale też oferująca delikatną krytykę konsumpcjonizmu (co może zostać uznane za zachętę do bardziej świadomego konsumowania, a więc niekoniecznie musi być odebrane jako sprzeciw wobec istnienia galerii handlowych...). Tymczasem okazuje się, że jednak nie - nawet sztuka zdawałoby się wychodząca naprzeciw estetyce i tematyce miejsca jest dla dysponentów galerii nie do zaakceptowania. Co więcej, nie czują się oni nawet w obowiązku wyjaśnić motywów swej decyzji, autorytarnie ją tylko obwieszczając. W ten sposób doskonale ukazany zostaje pozornie publiczny charakter galerii handlowej, jej zależność od arbitralnych decyzji zarządzających nią podmiotów. W świetle prawa wszystko jest w porządku. Galerie nie są zobligowane ani do publicznej debaty ani do edukacji artystycznej, nikt nie oczekuje od nich pełnienia jakiejkolwiek misji. Problem w tym, że one same często stwarzają wrażenie, że jest inaczej (w Galerii Krakowskiej co rusz pojawiają się jakieś dodatkowe eventy i ekspozycje). Tym samym zachęcają nas do rozpatrywania ich działalności nie tylko w perspektywie komercyjnej, ale i społecznej, etycznej. Nie dopuszczając na swój teren ciekawej pracy Doroty Hadrian i nie podając powodu Galeria Krakowska sama swą misję zdemaskowała.

Warto przy okazji zwrócić uwagę na coraz częstsze kształtowanie miejskiego krajobrazu przez centra handlowe i towarzyszące temu zacieranie granic między nimi, a innymi instytucjami. Galerie bezpośrednio stykają się z muzeami sztuki (ms2 w Łodzi) i ośrodkami dla młodzieży (centrum "U Siemachy" w krakowskiej Bonarce). Następuje swoisty kamuflaż, poprzez bliskie sąsiedztwo z instytucjami o publicznej misji galerie sprawiają wrażenie bycia publicznymi w takim samym stopniu. Przypadek pracy Doroty Hadrian doskonale ukazuje pozorny charakter tych działań.

Brak komentarzy: