wtorek, 14 czerwca 2011

O MOCAKu

Pisałam już kiedyś na tym blogu o spotkaniu poświęconym krakowskiemu Muzeum Sztuki Współczesnej. Tym razem kilka uwag na temat nowo otwartego Muzeum.

Warto od razu podkreślić, że samo wybudowanie i utworzenie Muzeum jest faktem ze wszech miar pozytywnym. W Krakowie z pewnością jest miejsce na jeszcze jedną instytucję zajmującą się sztuką i doprowadzenie do jej powstania jest wielkim sukcesem. Jak obecnie się ona prezentuje? Odpowiem krótko: przeciętnie. Z pewnością nie jesteśmy świadkami żadnej kompromitacji, trudno się też jednak zachwycać. Wystawa "Historia w sztuce" prezentuje sporo dobrych prac (Bartana, Gerz, Kozyra, Wodiczko itd.) i już choćby z tego powodu warto ją zobaczyć. Z tej mnogości nie wyłania się jednak kuratorska wizja. Temat historii w sztuce jest bardzo ogólny, stąd należałoby oczekiwać jakiegoś zawężenia (w podtytule choćby), ew. podzielenia wystawy na części prezentujące poszczególne aspekty zagadnienia (dobrym przykładem zastosowania tej strategii była wystawa Gender Check o kobiecości i męskości w sztuce Europy Wschodniej). Niestety nie uczyniono tego osiągając chaotyczny kalejdoskop, nie przeczę niejednokrotnie złożony z prawdziwych perełek (świetny jest na przykład film Omera Fasta z wspomnieniami statystów do filmu "Lista Schindlera", w którym jedna z pań odgrywająca więźniarkę obozu w Płaszowie zachwyca się pięknym widokiem otoczenia obozu, w tym spacerujących aktorów-esesmanów). Trudno znaleźć uzasadnienie dla decyzji kuratorskich - dlaczego akurat ta praca Libery, a nie inna, dlaczego akurat ta praca Wodiczki, a nie inna itd. W Muzeum Sztuki Współczesnej spodziewałabym się wystaw ukazujących nowe podejście do tematu, przeformułowujących dotychczasowe narracje dotyczące sztuki, przywracających jej zapomniane obszary. Taką próbą - choć kontrowersyjną - była na przykład wystawa Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym w Warszawie. Myślę, że w Krakowie mamy już wystarczająco dużo instytucji prezentujących konwencjonalne, do bólu przewidywalne i grzeczne wystawy. Brakuje wydarzeń mocnych, dających okazję do poważnej dyskusji, mających szansę trwałego zaistnienia w historii sztuki. Bliska jest mi w tym zakresie idea muzeum krytycznego sformułowana przez Piotra Piotrowskiego. Czy na temat strategii Mocaku powstanie kiedyś podobnej klasy tekst?

O kształcie kolekcji stałej nie będę dużo pisać, zgadzam się z uwagami zawartymi w dotychczas opublikowanych recenzjach. Wspomnę tylko, że zaskoczyła mnie jej aranżacja - prac jest mało, a część z nich rozmiarami nie pasuje do przestrzeni ekspozycyjnej. Odbiorca ma wrażenie znajdowania się w hangarze lotniczym. Być może lepsze byłoby podzielenie tej przestrzeni na mniejsze części (?). W pewnym sensie szkoda, że nie ma jeszcze w tym miejscu Małopolskiej Kolekcji Znaki Czasu. Mam nadzieję, że odpowiednie osoby i instytucje się dogadają i kolekcja trafi jednak do Muzeum w jakiejś ciekawej aranżacji.

Wystawę zdjęć Maurycego Gomulickiego, na których piękne dziewczyny prezentują swe wdzięki na tle półek z książkami, traktuję jako test dla miłośników książek, którzy dzięki niej mogą sprawdzić, co bardziej przyciągnie ich uwagę - książki na półkach, czy piękne ciała. Szkoda, że ten eksperyment mogą przeprowadzić tylko ci, których pociąga ciało kobiece. Walor poznawczy tego pomysłu niespecjalnie mnie uderza, nie wiem, czy warto było z takiego powodu narażać się na zarzut instrumentalizacji kobiecego ciała.

Kolejna kwestia, którą uważam za ważną, jest związana z usytuowaniem Muzeum. Zabłocie i Podgórze to szybko rozwijające się tereny, gdzie stopniowo następują procesy gentryfikacji. Naiwnością byłoby twierdzić, że Muzeum nie przyczyni się do ich wzmocnienia. W obecnej jego polityce nie widać jednak żadnych oznak świadomości tej roli, świadomości społecznej odpowiedzialności instytucji względem jej otoczenia. Szkoda też, że nie podjęto (jeszcze?) tematyki związanej z działalnością badawczą -  nie sformułowano zasad korzystania z biblioteki, nic nie słychać o rezydencjach artystycznych, czy naukowych w Muzeum. 

Kolejne kwestie są tylko z pozoru trywialne - strona internetowa i księgarnia. Niestety również emanują przeciętnością. Jeśli Muzeum ma zachęcać do kontaktu ze sztuką współczesną, to na pewno strona internetowa w takim - mało atrakcyjnym, a wręcz sztampowym - kształcie mu w tym nie pomoże (porównajmy ją ze stronami podobnych instytucji za granicą, np. ze stroną frankfurckiego Schirnu). Fatalne strony internetowe krakowskich instytucji kulturalnych to zresztą temat na osobny post (prym wiodą strony Muzeum Narodowego obezwładniające informacyjnym chaosem). Rozczarowała mnie również księgarnia Mocaku, mało w niej książek, brak ważnych pozycji zagranicznych, mam wrażenie, że jest ona w tym budynku, bo tak trzeba, a nie bo jest potrzebna. W Krakowie nie ma księgarni tego typu z prawdziwego zdarzenia - prezentującej bogaty wybór książek nie tylko dotyczących sztuki, ale i jej teorii z wycieczkami w stronę tematów ostatnio chętnie podejmowanych przez artystów. Sądziłam, że księgarnia Mocak - mimo niedużych rozmiarów - wypełni tę lukę (zresztą rozmiary nie muszą być przeszkodą, co dobrze widać w małej, ale świetnie zaopatrzonej księgarni w Serpentine Gallery w Londynie; inny dobry przykład to MSN w Warszawie; wzorem może być również poświęcona tematyce żydowskiej księgarnia w krakowskim Muzeum Galicja). Ciekawe byłoby również przemyślenie roli muzealnej księgarni - czy zawsze musi ona być elitarnym miejscem skoncentrowanym na sprzedaży książek, w którym dobrze się czują wyłącznie osoby o zasobnym portfelu? Może warto byłoby wprowadzić do niej elementy czytelni - fotel, kanapa, komputer? I strona i księgarnia mogą być polem eksperymentu. 

Na koniec jeszcze jednak uwaga - rozumiem, że komentarze do prac muzealnych muszą być stosunkowo proste. Czy jednak aż tak proste i banalne? Czy komentarz musi koniecznie stwierdzać o co chodzi w danej pracy i to w jej najbardziej podstawowej warstwie znaczeniowej? Czy nie może być cytatem z wypowiedzi artysty, pytaniem, fragmentem książki, zasugerowaniem kilku wątków interpretacyjnych naraz? Współistnienie w Muzeum wizualności i tekstu nie jest łatwą sprawą. Warto jednak byłoby bardziej się nad nią zastanowić, być może unikając przy okazji wpadek, - pracę Anny Orlikowskiej stworzoną po 2000 roku opisano w muzealnym komentarzu jako 'zwiastującą' kres modernizmu w architekturze'. Hmm, zazwyczaj zwiastuny kresu modernizmu w architekturze lokalizuje się w latach 50-tych. Czyżby na tym miał polegać wkład Mocaku do alternatywnej historii sztuki?

Brak komentarzy: