środa, 26 maja 2010

M. Maciejowski o piszących o sztuce

Zdaje się, że Marcin Maciejowski w swym malarstwie wrzucił kilka kamyczków do ogródka komentujących sztukę. Poniżej kilka obrazów z zakończonej już wystawy w Muzeum Narodowym w Krakowie wraz z uwagami.


Ech, chyba powinnam obiecać sobie, że nie będę (nad?)-używać słowa 'interesująca' w tekstach o wystawach... Przez swą maksymalną bezbarwność i nadmierną obecność stało się ono 'wytrychem' oznaczającym 'raczej nudna, ale można obejrzeć', 'w sumie takie sobie, ale.. niech będzie, szczególnie w Polsce'. Dlaczego? Bo 'coś' w przeciwieństwie do 'niczego' zawsze jest interesujące. A jeśli 'nic' jest wielkim 'nic', to 'coś' jest już interesujące bardzo :-D

Klasyczna nowomowa spotykana w czasopismach o sztuce, jakkolwiek najczęściej w katalogach wystaw. Sprawia, że gryząc paznokcie w koncentracyjnym wysiłku zaczynasz zastanawiać się, czy autor tekstu na pewno miał coś określonego na myśli :-D


Kultywowanie modernistycznego mitu artysty-outsidera, który poza obrębem społeczeństwa TWORZY w oswojonym szale natchnienia odnajdując najprawdziwszą prawdę. Siedząc na przaśnym drewnianym stołeczku kontempluje wytwory swej PRACOWITEJ TWÓRCZEJ wyobraźni (mam nadzieję, że wielbiciele chyba-Szymanowskiego się nie obrażą, wszak nie o NIEGO tu chodzi..).

Urocze. Wręcz chwyta za serce. Sielski dom, którego motyw wzbogacił obrazy artysty. Bardzo, bardzo ważne. Czytelnik rozpływa się w kiczu, by w dalszej kolejności umrzeć z nudów.

'Taki realistyczny obraz. Ale tak naprawdę ten realizm jest zapożyczony. A krytykom artysty wydawał się trywialny.' Nie wiadomo jaki jest związek między dwoma częściami tej wypowiedzi. A słuchacz wije się - z intelektualnego bólu, a przede wszystkim z nudów. Obraz dla wszystkich tych, którzy przygotowując, czy komentując wystawy skupiają się na kompletnie nieistotnych dla większości odbiorców drobiazgach natury faktograficznej.

PS Oczywiście to tylko jedno z kilku możliwych ujęć tych w gruncie rzeczy dość skomplikowanych prac...

12 komentarzy:

Paweł Miech pisze...

"Klasyczna nowomowa spotykana w czasopismach o sztuce, jakkolwiek najczęściej w katalogach wystaw. Sprawia, że gryząc paznokcie w koncentracyjnym wysiłku zaczynasz zastanawiać się, czy autor tekstu na pewno wiedział, co ma na myśli"

Świetnie, że o tym szczerze napisałaś!

Ten obrzydliwy bełkot typowy dla katalogów, ulotek galerii, które prezentują sztukę współczesną jest po prostu nieznośny. Ja dostaje tego masę od Galerii Bielskiej BWA, bo piszę relacje z ich wernisaży. Na ogół z tych ulotek i opisów sztuki totalnie nic nie wynika, jest to pozbawiona sensu nowomowa, która w żaden sposób nie zdaje sprawy z tego, czego człowiek doświadcza podczas danej wystawy. Te wszystkie banialuki nie nadają także żadnego kierunku późniejszemu doświadczeniu estetycznemu, co powinny przecież w jakiejś mierze, moim zdaniem, czynić. Nie sprzyjają także ogólnej orientacji w twórczości danego twórcy. Wyczuwa się za tym wszystkim jakiś brak odpowiedzialności za słowo. Tak, jakby obojętne było zupełnie to, co się mówi. Odnoszę wrażenie, że duża część tych tekstów jest po prostu nagromadzeniem przypadkowych słów, które mogłyby być równie dobrze połączone w uprawniony sposób na kilkanaście innych sposobów.

Nic dziwnego, że ludzie nie lubią później sztuki. Przez tą wyalienowaną mowę, jaką się o niej mówi, jest ona zupełnie odcięta od szerszej sfery publicznej. Każdy rozsądny człowiek reaguje na bełkot krytyka długotrwałą awersją do sztuki.

Poza tym ten bełkot zabija ciekawość, bo jak postawić później autorowi takich wywodów jakieś pytanie? A tak w ogóle, dlaczego krytycy mówią tylko do samych siebie? Dlaczego nie mówią nigdy tak, jakby ich adresatem miałby być czytelnik Faktu albo ich dziadek z podstawowym wykształceniem? Powinni się zwracać w tych ulotkach do prostego człowieka, tak jak dziennikarze piszą teksty pod najprostszego czytelnika, któremu wszystko trzeba wyłożyć jak kawę na ławę. Krytyków sztuki nie trzeba przyciągać ulotkami, bo na ogół i tak żyją z tych wystaw, wiec wiadomo, że przyjdą. Pisać trzeba pod tych, którzy mają w dupie sztukę, nie rozumieją jej, i nie wiedzą o co chodzi. Tych trzeba do galerii przyciągać ulotkami i katalogami.

Aneta Rostkowska pisze...

to jest właśnie problem - czy teksty krytyczne mają popularyzować sztukę, czy w bardziej naukowy sposób ją analizować. no ale nawet jak przyznamy, ze to drugie też jest OK, to i tak wiele tekstów się nie broni z powodu swej totalnej bełkotliwości.

Paweł Miech pisze...

Jasne, że możliwa jest także sensowna naukowa analiza dzieł sztuki. Myślę, że racjonalna analiza mogłaby być sama całkiem niezłą popularyzacją. Popularyzacja i naukowość niekoniecznie muszą być od siebie oddzielone. Cały kłopot na tym polega, że etos racjonalności naukowości, spójności interpretacji został porzucony. Mało kto faktycznie stara się ćwiczyć władzę sądzenia podczas swoich analiz danego dzieła, na ogół ludzie pogrążają się w jałowych spekulacjach.

Anonimowy pisze...

Paweł- łatwo teoretyzować, daj link do swoich tekstów !

Aneta Rostkowska pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Aneta Rostkowska pisze...

- myślę, że są (chyba) trzy rodzaje tekstów krytycznych:
a) teksty mocno retoryczne i poetyckie, mające za zadanie poruszyć czytelnika, rozbudzić w nim pragnienie kontaktu ze sztuką
b) teksty bardziej analityczne, naukowe, skierowane raczej do specjalistów, bo np. pewnych kwestii się w nich nie wyjaśnia. Jako heglistka nie wierzę, by trudne rzeczy zawsze się dało wyrazić prostym językiem.
c) Do tego dochodzą różne formy hybrydowe: zawierające i trochę poezji i trochę analizy. Być może nawet te są najciekawsze. I najtrudniejsze?
Wszystkie rodzaje tekstów są moim zdaniem OK i wszystkim grozi bełkot/grafomania.
Jeśli o mnie chodzi, to raczej piszę teksty typu b), jakkolwiek chciałabym umieć i a) i c) w zależności od potrzeby...
Jeśli chodzi o mnie, to swoje pisanie o sztuce traktuję dość krytycznie, jeszcze wiele przede mną... Swoją drogą przydałoby mi się więcej feedbacku od czytelników. Niestety w Polsce większość osób boi się skrytykować autora, uważając zapewne, że jakakolwiek krytyka zostanie przezeń źle odebrana. I rzeczywiście, wiele osób traktuje swe teksty jak skończone dzieła sztuki, a krytykę odbiera zbyt osobiście. Raczej nie należę do tej grupy. Tego typu postawa skutkuje często tym, że autorzy się w ogóle nie rozwijają. Pozdrawiam :-)

Atria C. pisze...

Jeśli mogę się wypowiedzieć, jako osoba nie związana ze sztuką nowoczesną i sztuki tej często po prostu nie-rozumiejąca, do czego się przyznaję i mogę nawet zostać mianowana kulturowym barbarzyńcą (jak to się odmienia, żeby było genderowo?).

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że opisy sztuki często są wtórne. Ot, mamy jakieś dzieło "otwarte" a teraz doróbmy do tego ideologię. Właściwie czasem, dla zabawy, lubię sobie patrzyć na rysunki mojej 6letniej siostry i wydaje mi się, że gdyby je powiększyć i nadać im odpowiednią interpretację, mogłyby być całkiem drogo sprzedane na aukcji młodych artystów;-)

Ale ja nie o tym. Uważam, że fajnie byłoby, gdyby rzeczywiście osoba, która idzie do galerii miała chociaż kilka prostych wskazówek w jaki sposób interpretować daną instalację. Nie każdy jest na tyle wyrobiony, na tyle zna współczesne trendy, czyta fachową prasę aby móc (chcieć?) samemu interpretować.

Moim zdaniem nie jest to nawet kwestia lenistwa ale trochę niepewności "czy aby na pewno tak można?" i "o co w tym wszystkim chodzi?", "co ja tutaj robię w ogóle?"

Ouff, to tyle do tej mądrej, merytorycznej dyskusji z mojej strony, mam nadzieję, nie jest to zupełny offtop.

ps. wiśnie poniżej są super, moim zdaniem.
ps2. dla mnie wiśnie SĄ erotyczne. Truskawki też;)

Aneta Rostkowska pisze...

witam :-)
rzeczywiście, czasem nie wiadomo, na ile jakaś interpretacja jest OK, a na ile jest dorabianiem ideologii. wydaje mi się, że kluczowe jest usytuowanie pracy artystycznej w odpowiednim kontekście. jeśli taki rysunek wyglądający jak praca dziecka zostałby wykonany przez dojrzałego artystę, to miałby on inne znaczenie i dopuszczałby inne interpretacje niż identyczny rysunek wykonany ręką dziecka. zaczęlibyśmy w tym pierwszym wypadku pytać, np. dlaczego ten artysta mimo swego wieku zdecydował się na tę formę itd itp
nie ma pracy artystycznej istniejącej POZA kontekstem. w przypadku takiego własnie artysty sądzę, że raczej walory artystyczne takiego rysunku będą drugorzędne, na pierwszym planie będzie pewnie postrzeganie tego rysunku jako elementu biografii.
co do wskazówek interpretacyjnych na wystawach - całkowicie się zgadzam i regularnie utyskuję na brak komentarzy na wystawach w Polsce.

Anonimowy pisze...

glosuje aby jak najwiecej pisac o sztuce. dobrze czy zle - niewazne. jezeli jest to dobre pioro i blyskotliwa mysl - historia obroni, jezeli gniot - zapomnimy o nim z czuloscia godna kukulczanej matenki.

Anonimowy pisze...

najwięcej? może jak najlepiej.
sztuka od pisania o sztuce niczym się nie różni, co nie jest podstawą do tego aby walić knoty i czekać aż historia coś tam obroni.bajdełej-Historia nic nie obroni bo Historii nie ma , jest tylko historia

Anonimowy pisze...

@anonimowy - rozumiem, ze masz do zaproponowania ustalone juz kryteria co jest knotem a co nim nie jest. gratuluje. ja nie mam nic do zaproponowania, stad wlasnie wybieram taka a nei inna postawe.
prosze pamietac, ze zanim jakikolwiek tekst o sztuce zostanie upowszechniony jest w pewnym zakresie cenzurowany/akceptowany przez wydawce i odbiorce.
dlatego glosuje na ilosc, gdyz wlasnie tej ilosci mi brakuje.
stad np czytam wiele (bardzo wiele) blogow o sztuce, ktore mi rekompensuja te ilosc.
gdy mam w czym wybierac (domyslam sie, ze inni moga posiadac podobne odczucia) mam wieksza szanse spotkac wartosciowe teksty.
historia-pamiec robi skuteczna selekcje, tylko i az TO mialam na mysli.

Anonimowy pisze...

pamięć historyczna jest taka, jaką sobie stworzymy. nie jest obiektywna!
o sztuce się mało pisze ?! a jakiego konkretnie pisania ci brakuje, powiedz mi, please ??