niedziela, 1 listopada 2009

Fotografie Masao Yamamoto w krakowskiej galerii ZPAF



(Zamieszczam tekst napisany kilka miesięcy temu. „Przeleżał” w moim komputerze tak długo, bo tematyka okazała się dość złożona.)

Jeśli ktoś - znając mikroskopijne rozmiary krakowskiej galerii ZPAF- chciał poświęcić na tę wystawę 10 minut, to najprawdopodobniej mocno się rozczarował. W przestrzeni tej niewielkiej ekspozycji można było bowiem utknąć na długo. W większości czarno-białe fotografie zarówno swym na ogół miniaturowym - zmuszającym do intensywnego wpatrywania się - rozmiarem, jak i z uwagi na temat - oryginalnie uchwycone zjawiska przyrody - zachęcały do nieśpiesznej kontemplacji.

Oprócz serii zestawów maleńkich zdjęć rozmieszczonych na ścianie przez samego artystę (zwanych przez niego samego ‘instalacjami’), zaprezentowano kilka prac o większych rozmiarach. I jedne i drugie autor porównuje do wierszy haiku, co wydaje się jak najbardziej uzasadnione: tak jak haiku są one rezultatem skupienia na zjawiskach przyrody, skłaniających do metafizycznej refleksji, ponadto w obu przypadkach struktura obejmuje zaledwie kilka elementów. O takim a nie innym dobraniu zdjęć w jedną całość zadecydowało nie tylko podobieństwo treści (powtarzające się takie elementy przyrody jak gałęzie drzew, liście itp..), ale i formy: obserwujemy na nich bardzo zbliżone kształty, np. jajko i ciało zwiniętej w kłębek kobiety, samotne drzewo i ramię kobiety widziane z boku, przechylone gałęzie drzewa i przechylony sztuczny kwiat itd.. Zwróćmy uwagę na to, że to, co te prace nam prezentują nie jest jakimś indywidualnym, niepowtarzalnym wydarzeniem – wszak brak tu szczegółów - znamion indywidualności. De facto mamy tu do czynienia z prezentacją typu, a nie faktu (tego co ogólne a nie tego, co szczegółowe), względnie z faktem będącym egzemplifikacją typu (?). Yamamoto zdaje się eksplorować podobieństwo obecnych w świecie przedmiotów do siebie, ich tajemniczą jakościową wspólnotę (wspólnotę co do typu, np. takiego a nie innego kształtu). Obecny na fotografiach człowiek jawi się w tym kontekście nie jako radykalnie odrębny od świata przyrody, lecz jako podobna mu część - artysta podkreśla w ten sposób ciągłość obu światów.

Temu charakterystycznemu dla filozofii Wschodu wątkowi towarzyszy na wystawie inny: fotografie japońskiego artysty przypominają drobne mieszczące się w dłoni pamiątki przywiezione z podróży - zapomniane i wskutek tego długo noszone w kieszeni: kasztan, kamyk, listek, piórko, względnie: przechowywane w portfelu niewielkie zdjęcia bliskich. Posiadają one normalne w przypadku tego typu obiektów oznaki starości. Nie bez znaczenia są tu również takie ich cechy jak: czarno-biały charakter (zdjęcia wykonane dawno temu są czarno-białe, przez co mamy zgubną tendencję do utożsamiania czarno-białości z posiadaniem długiej historii…), unikanie wyraźnych kontrastów, matowość, niewyraźność (sprawiająca, że czasem trudno rozpoznać przedstawiony przedmiot), ziarnistość, 'znoszona' faktura papieru fotograficznego, czy ślady uszkodzeń – sugerujące długie przechowywanie. Prezentowane prace to zatem specyficzne ‘ready-mades’: artefakty przeniesione z 'przenośnego' prywatnego archiwum do galerii, rezultaty długiego i cierpliwego gromadzenia potwierdzeń łączącej zjawiska wspólnoty, prywatne archiwa własnych metafizycznych obserwacji.

Zastanawiają w tym kontekście puste przestrzenie pomiędzy poszczególnymi zdjęciami. Czy jest to - jak nieco banalnie sugeruje kurator - egzemplifikacja 'białych plam tworzących się w ludzkiej pamięci’? Sztuka Yamamoto podejmowałaby w tym ujęciu problem efemeryczności, przemijalności i kruchości pamięci. Myślę jednak, że nie powinniśmy zatrzymywać się na tym ujęciu, choć do pewnego stopnia uzasadnionym, to - jakby nie było - dość banalnym i oczywistym. Dla mnie plamy mają wyzwalać pragnienie odnalezienia elementów łączących zdjęcia, poszukiwania brakujących ogniw, potwierdzania istniejącej w świecie ciągłości. Są zachętą do uzupełnienia stworzonego przez artystę archiwum.

Ostatnim tematem, jaki chciałabym tu podjąć, jest reprezentatywność fotografii Yamamoto dla klasycznej estetyki japońskiej. Prostota, niedopowiedzenie, estetyka pustki, skromność i niedoskonałość (wabi-sabi), zastosowanie kire – techniki cięcia (fotografie są częściami wyciętymi z większej całości; efekt odcięcia sugeruje w kulturze japońskiej, że za moment zostanie ukazane coś istotnego). Przywołując sztukę Yamamoto można zadowalająco wyjaśnić praktycznie każdą cechę tej estetyki. Warto zauważyć, że estetyka ta w samej Japonii jest już właściwie reliktem. Współczesny Japończyk nie zachwyca się specjalnie naturą, nie dba o estetykę, nie robi ikebany, a jeśli robi to dodaje do niej plastikowe elementy (zachęcam w tym względzie do lektury książki Alexa Kerra pt. „Psy i demony. Ciemne strony Japonii”). Wystawa Yamamoto stanowi więc archiwum w jeszcze innym sensie – jest rejestracją japońskiej tradycji - świata, który już przeminął i którego nie przywrócą ani utyskiwania mieszkających w Japonii intelektualistów w typie Kerra, ani tęsknota człowieka Zachodu (gdzie zresztą fotografie Yamamoto sprzedają się o wiele lepiej niż w samej Japonii).

Linki do innych zdjęć artysty:
http://www.hackelbury.co.uk/artists/yamamoto/installations.html
http://www.foammagazine.nl/portfolio?foto=38

4 komentarze:

bartcich pisze...

Najpierw cytat "Współczesny Japończyk nie zachwyca się specjalnie naturą" i znów muszę zaprotestować. Jakiś czas temu spotkałem się ze zjawiskiem akwarium naturalnego które mnie totalnie urzekło. Wizja pana Takashi Amano znalazła masę naśladowców naśladowców w samej Japonii jak i poza jej granicami. Tak więc jak zwykle byłbym daleki od generalizowania, tym bardziej na temat Japończyków i ich nieprzewidywalnej przewidywalności ;).

Aneta Rostkowska pisze...

A to ciekawe! Dzięki za info. Nie przeczę, że są osoby w Japonii, które kultywują tradycję. Niemniej jednak, z tego co się orientuję, pozostają oni w mniejszości.

bartcich pisze...

Koniecznie musisz zbadać temat :) bo zjawisko wokół pana Takashi Amano jest niesamowite. Jego projekty to prawdziwe dzieła sztuki, zresztą przełożył japońską sztukę ogrodniczą na świat akwarystyki. Ciekawostką jest to że znalazł oddanych fanów także w Polsce, i można powiedzieć że dziś mamy całkiem prężnie działającą scenę akwarystki naturalnej. Pozwolę sobie zamieścić link do jednych z ciekawszych polskich prac:
http://tinyurl.com/yz6sb6e
http://tinyurl.com/yzx7gjn

Anonimowy pisze...

jak tylko jest sztuka japońska to natychmiast haiku.niedopowiedzenie i pustka .. nie dziwię się że japonczycy maja juz dość tego i ida w inna strone - butelki Kokakoli w ikebanie