wtorek, 14 października 2008

Stażewski w Krakowie - stracona szansa


Źródło: http://www.bankier.pl/lifestyle/wiadomosc/henryk-stazewski-zmienny-konsekwentny-1749855.html

Moje uwagi do wystawy obrazów Henryka Stażewskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie umieściłam na stronie czasopisma Arteon:
http://www.arteon.pl/forum.php?id_note=89.

1.03.2009 Ponieważ tekst nie znajduje się już na stronie głównej Arteonu pozwalam sobie przekleić go tutaj wraz z dyskusją:

14.10.08 / Aneta Rostkowska / STAŻEWSKI W KRAKOWIE - STRACONA SZANSA

W wakacje obejrzałam wystawę prac Henryka Stażewskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie. Wpisała się ona w trwający od pewnego czasu swoisty ‘renesans’ malarstwa abstrakcyjnego (vide Nagroda Turnera dla Tommy Abts czy zwiastujący odnowę tej sztuki sierpniowy numer niemieckiego pisma ART. Das Kunstmagazin). Chciałabym podzielić się uwagami, jakie nasunęły mi się podczas oglądania tej wystawy i zaprosić do dyskusji nad prezentowaniem sztuki abstrakcyjnej.

1. Artyści abstrakcyjni dość boleśnie doświadczyli konfrontacji swoich utopijnych roszczeń z rzeczywistością. Symptomatycznym przykładem jest tu funkcjonowanie sporej części ich wytworów jako mało znaczących dekoracji - nie budzących większych emocji ornamentalnych dodatków do Ikeowskich wnętrz. Stąd przed dzisiejszymi organizatorami wystaw sztuki abstrakcyjnej stoi moim zdaniem szczególnie trudne zadanie ‘wyrwania’ abstrakcji z płaskiego, powierzchownego formalizmu, uczynienia jej na powrót sztuką ważną i żywą. Niestety mam sporo wątpliwości, czy krakowska wystawa to oczekiwanie spełniła. Sztukę Stażewskiego zaprezentowano na niej bowiem w sposób całkowicie standardowy - żeby nie powiedzieć stereotypowy: skupiono się na chronologii i różnicach formalnych między dziełami należącymi do poszczególnych okresów twórczości. Jak wskazuje tytuł (Henryk Stażewski. zmienny/konsekwentny) głównym zamiarem kuratorki miało być wskazanie na konsekwentne artystyczne eksperymentatorstwo Stażewskiego (poruszanie się przez artystę w ramach abstrakcji geometrycznej i poszukiwanie coraz to nowych zestawień form i barw). Przyznam, że zadziwiła mnie ta teza – wszak mnóstwo artystów konsekwentnie poruszało się w jednym obszarze sztuki i poszukiwało rozwiązań pewnych problemów. Innymi słowy, nie jest to nic specyficznego, nic, co ukazywałoby nam sztukę Stażewskiego w nowym, ciekawym świetle. 

2. Przyznam ponadto, że owo często występujące w Polsce skupienie na chronologii prac od dłuższego czasu mnie irytuje. Czy to naprawdę takie ważne, że w twórczości Stażewskiego można wyróżnić trzy okresy? Dla kogo jest to ważne? Bądźmy szczerzy - chyba tylko dla historyka sztuki... Nie mówię, że tego na wystawie ma w ogóle nie być, ale to przecież nie wystarczy, by zainteresować odbiorcę – szczególnie gdy chodzi o hermetyczną, a zarazem zbanalizowaną sztukę abstrakcyjną. Uporczywe trzymanie się chronologii – tak często obecne na wystawach, w katalogach i wypowiedziach muzealnych przewodników - postrzegam jako eskapistyczne trzymanie się twardych (?) faktów, na ogół motywowane lękiem przed samodzielnym myśleniem o sztuce i stawianiem jakichkolwiek własnych tez jej dotyczących.

3. Za smutny uważam ponadto fakt, że muzeum nie ułatwiło odbiorcom zrozumienia sztuki Stażewskiego: na wystawie brak było jakichkolwiek obszerniejszych komentarzy, poza tablicą wprowadzającą i tekstem kuratorki w katalogu (który jednak kupią tylko specjaliści). Czy sztuka Stażewskiego jest prosta w odbiorze? A może jest trudna w odbiorze, ale polskie społeczeństwo jest nadzwyczaj dobrze zorientowane w temacie? A może w sztuce tej nie ma nic do zrozumienia, wystarczy patrzeć? Sądzę, że odpowiedź na żadne z tych pytań nie jest twierdząca.

4. Wystawa na dalszy plan odsunęła różne konteksty funkcjonowania prac Stażewskiego – praktyczny, historyczny, socjologiczny, teoretyczny (np. brak odwołań do tekstów Stażewskiego poświęconych sztuce). ‘Reliktem’ kontekstu był pokazywany film, który w bardzo oszczędny sposób ukazywał życiorys artysty. W ten sposób wystawa zaprezentowała pewien specyficzny - moim zdaniem mocno już przestrzały - sposób myślenia o sztuce, wedle którego jest ona zjawiskiem rozwijającym się w pełni autonomicznie, immanentnie, bez ulegania zewnętrznym wpływom.

5. Nawet jeśli zaakceptujemy taki – formalny - sposób pokazania prac Stażewskiego (uznając, że sformułowane w punkcie 1 oczekiwanie nie jest powszechne bądź że nie znalazło się ono w spektrum zainteresowań kuratorki), to i tak możemy być niemile zaskoczeni: przy każdym obrazie umieszczono kolorową tabliczkę z jego tytułem i datą powstania (każdemu okresowi twórczości przyporządkowano inny kolor: cyjan, magenta lub żółty). Miałoby to sens, gdyby prace na wystawie były pomieszane, ale - poza nielicznymi wyjątkami - nie były: w każdej sali dominowały prace z jednego okresu twórczości. Mam też wątpliwości, czy umieszczanie tego rodzaju elementów (których wysokość stanowiła na ogół jedną trzecią wysokości obrazu!) jest sensowne – moim zdaniem ze względu na wielkość i intensywny kolor zaburzały one kompozycję obrazów (jakby nie było aspekt bardzo istotny w przypadku tego rodzaju prac). Były natrętnym dodatkiem, zewnętrznym elementem zaburzającym percepcję. A zatem nawet formalny sposób odbioru dzieł został na wystawie utrudniony.

6. Nie rozumiem ponadto, dlaczego wystawa pretendowała do miana przeglądu głównych wątków twórczości Stażewskiego, skoro nie pokazano jego prac o charakterze użytkowym (poza kilkoma zdjęciami okładek pism pokazanymi na filmie) i całkowicie pominięto wątek rozważań artysty z zakresu teorii sztuki? W ten sposób obecne w towarzyszących wystawie tekstach odwołania do awangardowego pragnienia zbliżenia sztuki i życia pozostały gołosłowne: sama wystawa w ogóle do tego wątku nie nawiązała.

7. Myślę, że stracono szansę na ‘ożywienie’ sztuki Stażewskiego, na ponowne wprowadzenie jej w ‘obieg’. Nawet jeśli będziemy mieć tu na myśli ‘obieg’ czysto teoretyczny, doznamy rozczarowania: katalog wystawy to cieniutka książeczka zawierająca wyłącznie tekst kuratorki wystawy i reprodukcje prac, a nie publikacja o charakterze naukowym, gromadząca różne wypowiedzi artysty i jego komentatorów. Zupełnie tak jakby muzeum było wyłącznie miejscem POKAZYWANIA sztuki, a nie jej BADANIA czy REINTERPRETACJI... 

Ta wystawa obroniła się, ale tylko dlatego, że bronią się prace Henryka Stażewskiego. 

PS Na koniec dodam, że mimo wszystko nadal lubię i cenię Muzeum Narodowe w Krakowie. Tym bardziej smuci mnie fakt, że w dzień, kiedy większość ludzi ma wolne i mogłaby je odwiedzić – czyli w niedzielę - jest ono czynne jedynie do godziny 16 (sic!). 
www.parergonn.blogspot.com

Komentarze:

DeStijl
zmienny/konsekwentny. Odpowiedź kuratorki

Wystawa sztuki to w ogromnej mierze subiektywny wybór kuratora, którego prawem jest selekcja wątków, motywów, podkreślanie funkcjonowania dzieł w pewnych kontekstach bądź świadoma rezygnacja z konstektualności. 

Nie było moim celem stworzenie ekspozycji, która zachwyciłaby każdego. Wystawa, którą obejrzała Pani w Krakowie, jest wyrazem mojej fascynacji nurtem abstrakcji geometrycznej jako sposobu ucieczki od chaosu bodźców, jakie zewsząd nas atakują. Moim zamysłem było otworzenie przed widzem możliwości wejścia w inny świat: świat geometrycznego ładu, wyrafinowanej estetyki, doskonałej harmonii. Znając już Pani opinię, wiem , że teraz pomyśli Pani: „banał” – trudno. 

Zmienny/konsekwentny – Panią zadziwiła moja – zawarta w tytule wystawy – teza, a mnie zdumiewa Pani zadziwienie! Pisze Pani „…mnóstwo artystów konsekwentnie poruszało się w jednym obszarze sztuki i poszukiwało rozwiązań pewnych problemów. Innymi słowy, nie jest to nic specyficznego…” Ha! Czy rzeczywiście tak wielu artystów przekraczając dziewięćdziesiąty rok życia wciąż dążyło do tego , by w sposób kreatywny i świeży podejmować problemy stawiane sobie od kilkudziesięciu lat? 

Twórczość Henryka Stażewskiego to synonim ciągłości. Najbardziej fascynuje mnie u niego wierność geometrycznemu porządkowi . Kiedy był już sędziwym artystą, dawno minęły awangardy, neoawangardy, w latach 80. Peter Halley „wynalazł” postmodernistyczną konwencję neo-geo, a Stażewski – nie stał w miejscu, uwspółcześnił swoją sztukę kolejny raz wprowadzając luminescencyjne barwy, nawiązując swoisty, późny dialog z suprematyzmem Malewicza (było na wystawie parę takich prac).

Stażewski był jednym z prekursorów sztuki abstrakcyjnej w Polsce, przyjacielem Theo van Doesburga, znajomym Mondriana… Przed wojną był ich równym partnerem w dyskursie sztuki awangardowej. Van Doesburg zmarł w 1931 , Mondrian w ’44 roku. Stażewski przeniósł abstrakcję geometryczną w okres powojenny. Jak to zrobił? Proszę przypomnieć sobie wystawę. Pierwszym dziełem, na jakim skupia się wchodzący na wystawę, jest kompozycja w mondrianowskich kolorach podstawowych (1931), wspaniała, matematycznie wyważona. Błyszczy – specyficznie oświetlona, odseparowana od innych obrazów. Wisi wyżej. (To mój komunikat m.in. do Pani – ten obraz to mój ideał malarstwa. Lubię go szczególnie. Mam fioła na punkcie Mondriana.) Kiedy zwiedzający pójdzie dalej i zatrzyma się przy obrazie z 1948 roku, niezwykle ważnym, eksponowanym na I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w krakowskim Pałacu Sztuki – wystawie, która była manifestacją modernizmu w trudnych, tuż-powojennych latach, kątem oka widzi przedwojenną kompozycję Stażewskiego – ta sama paleta barw, ale wprowadzone zostały skosy i linie krzywe… Kompozycja trochę niepokojąca… To sygnał, że coś się zmienia po wojnie. Czy Pani wolałaby, abym umieściła tu tablicę z opisem, który – jestem tego pewna – zarżnąłby kompletnie aranżację sali? Wystarczy, że są tabliczki z podpisami. O! Bardzo się one Pani nie spodobały. Wyznam szczerze, iż moim marzeniem była wystawa bez podpisów. Rodzaj environment, który działałby poprzez prezentowane dzieła i ich relacje. Gdyby jeszcze przestrzeń ekspozycyjna była zaprojektowana „na miarę”!

Wystawa Stażewskiego odbyła się w cyklu „Galeria żywa” – jest częściową zmianą ekspozycji Galerii Sztuki Polskiej XX wieku MNK. (W ubiegłym roku w podobny sposób wprowadziłam do galerii mało znane, wczesne gwasze Andrzeja Wróblewskiego, zestawiając je ze słynnymi szoferami („Wszechświat za szybą autobusu”))

Proszę zrozumieć ograniczenia, jakie z tego wynikały: Stażewski został pokazany w sali „Awangarda”, gdzie pierwotnie wystawione były prace formistów i I Grupy Krakowskiej. Demontaż większej części stałej ekspozycji byłby praktycznie niemożliwą do zrealizowania operacją. Początkowo miała to zresztą być miniwystawa na galeryjnej antresoli – wąskiej przestrzeni z możliwością jedynie linearnej prezentacji. 

Nie mogłam ingerować architektonicznie w przestrzeń sali. Udało się za to pomalować na czarno ekrany (ten środkowy ma kształt kwadratowy – dzięki czemu biało-czarny kwadratowy relief, który tam wisiał, wyglądał świetnie) Dumna jestem również z postumentów pod obiekty przestrzenne. Zostały wykonane wg mojego projektu w kształcie czarnych walców – by nie konkurowały z kanciastością dzieł. Wielką rolę odegrali muzealni elektrycy, którzy znakomicie oświetlili reliefy, uwypuklając ich trójwymiarowość i logikę kompozycji. 

Tabliczki, które tak Panią zbulwersowały, wpisały się w schemat identyfikacji wizualnej Galerii Sztuki Polskiej XX wieku. Wszystkie prace w galerii – od Młodej Polski po sztukę najnowszą – mają takie same spore tabliczki z grubego pleksiglasu, opisane identyczną czcionką. Tyle, że pozostałe tabliczki są przezroczyste. Jak wspomniałam powyżej, chciałabym zupełnie z podpisów zrezygnować. Ponieważ nie mogłam tego uczynić, postanowiłam pobawić się konwencją wielkich, kwadratowych tabliczek – w dość ryzykowny sposób: wprowadzając kolor. Panią drażniły kolory CMY – ale gdyby przyjrzała się Pani uważnie, wszystkie trzy występują gdzieś na obrazach, jakie wybrałam na wystawę! Tabliczki były dowcipnym, współczesnym nawiązaniem. Pani percepcję zaburzały, a ja spotkałam się z opiniami, że świetnie współgrają. Oczywiście – każdy ma prawo do swojego zdania. Sygnalizuję tylko, że nie wszyscy widzowie byli niechętni takiemu sposobowi prezentacji. Wybrałam te trzy barwy, żeby podkreślić, jak ważny był kolor dla Stażewskiego, a także dlatego, by pokazać, że jego prace działają tak mocno swą kompozycją i kolorystyką, że nic nie jest w stanie przeszkodzić wrażeniu jakie wywołują. Ponadto – żadna z prac nie miała takich wymiarów, jakie Pani sugeruje „Mam też wątpliwości, czy umieszczanie tego rodzaju elementów (których wysokość stanowiła na ogół jedną trzecią wysokości obrazu!) jest sensowne…” : Ten fragment Pani wypowiedzi uważam za nadużycie.

(Trzy etapy, jakie wyróżniłam, są oczywiście umowne. Ok. 1960 zaczął tworzyć geometryczne reliefy z motywem wypukłego prostokąta, które zdominowały jego sztuke na wiele lat, a po 1973 roku zrezygnował z reliefu na rzecz powrotu do malowania na płaskim podłożu. Oczywiście granice są płynne, etapów można wyróżnić dużo więcej, wątki krzyżowały się i występowały równocześnie, a ja nawystawie nie pokazałam wszystkiego.)

Dzieła nie były ułożone w ścisłym porządku chronologicznym. Zachowałam pewne ogólne ramy chronologii, ale nie dlatego, że jestem jakoby taka nudna i sztampowa, powód był inny – do sali prowadzą aż cztery wejścia. Ponieważ trudno byłoby wieszać więcej niż jedną tablicę informacyjną (bardzo tego nie lubię – sztuka to nie literatura, nie podobają mi się wystawy, w których tekst wchodzi w drogę obrazowi!), chciałam w taki sposób podpowiedzieć zwiedzającym, jak zmieniała się sztuka Henryka Stażewskiego. 

Zamiast chronologii , zastosowałam zabieg łączenia dzieł w pewne rytmiczne sekwencje, oparte na grze elementów formalnych. Czy przypomina sobie Pani część sali, gdzie leitmotivem jest kwadrat, a właściwie jego dynamika w przestrzeni i na płaszczyźnie? Mam trochę zdjęć, kiedyś podeślę. Było jeszcze parę takich sekwencji, niemalże narracyjnych, w miarę skromnych możliwości wystawy, która zajmowała tylko jedną salę i przedstawiała 45 dzieł. 

Prac na papierze o charakterze użytkowym nie eksponowałam, ponieważ Stażewski nie tworzył ich w celu wystawiania w galerii. Przyjęłam zasadę, iż wystawiam tylko dzieła unikalne, stąd brak okładek czasopism, projektów reklam, plakatów, popularnych (vide Allegro.pl) serigrafii. Zauważyła Pani zresztą, że niektóre okładki wmontowałam w emitowany w galerii pokaz slajdów. Kalendarium życia i twórczości Stażewskiego, jakie przedstawiłam na filmie, pełniło funkcję edukacyjną, na równi z tablicą na ścianie, ulotką, katalożkiem i plakatem wystawy. Przykro mi więc, że twierdzi Pani, iż „stracono szansę na ‘ożywienie’ sztuki Stażewskiego, na ponowne wprowadzenie jej w ‘obieg’.”

W katalogu, który tak Panią zawiódł, spis wystawionych prac wzbogacony jest o cytaty z różnych etapów twórczości artysty. Stażewski, o czym Pani doskonale wie, pisał dużo. Fragmenty artykułów programowych i aforyzmy, które wybrałam do katalogu ukazują Stażewskiego jako utopistę i racjonalistę zarazem, wyznawcę wzniosłych idei i człowieka, dla którego konwencja geometryczna była czymś niezwykle prostym i konkretnym. A więc, gdyby Pani odsunęła na chwilę na dalszy plan pogardę dla mojej koncepcji, zobaczyłaby, że wątek rozważań artysty z zakresu teorii sztuki wcale nie został pominięty! A katalog jest niewielki, ponieważ: zaledwie 14 lat temu w Muzeum Sztuki w Łodzi zorganizowano wielką monograficzną wystawę w stulecie urodzin Stażewskiego. Towarzyszył jej katalog o charakterze obszernego opracowania naukowego. W 2006 zaś roku nakładem Fundacji Galerii Foksal ukazała się imponująca książka z tekstem Andrzeja Turowskiego i pod redakcją Joanny Mytkowskiej. W moim minikatalogu odsyłam zainteresowanych do tych pozycji. 

Nie wiem czy Panią choć trochę przekonałam. Pewnie nie. Pani niektóre uwagi były dla mnie inspirujące, z innymi zupełnie się nie zgadzam. Cieszę się, że mogłam przeczytać i taką opinię, jak ta . Szkoda, że tak późno – gdyby wystawa jeszcze trwała, odparłabym Pani zarzuty na miejscu.

A Henryk Stażewski, poza tym wszystkim, co wiemy o nim z ogólnych opracowań, był dandysem i estetą. I takiemu Stażewskiemu chciałam tą wystawą złożyć hołd.
Pozdrawiam 
Agata Małodobry, 
kurator 
Amsterdam, 16 października 2008

piotr.b
Jeśli można włączyć się do dyskusji – mam dwie sprawy:

1.sztuka Stażewskiego nie była do bólu tak konsekwentna, jak pisze Pani Agata. Jest całkiem spory epizod końca lat czterdziestych i połowy pięćdziesiątych, kiedy Stażewski powraca do figuracji. Jest to związane z wydarzeniami politycznymi. Jednak nie znaczy to, że późniejszy powrót do abstrakcji jest apolityczny. Dla mnie ta drobna, kilkuletnia niekonsekwencja jest właśnie u Stażewskiego najciekawsza, bo pokazuje, że malarstwo abstrakcyjne nie jest czymś ahistorycznym, wyizolowanym z kontekstu i prezentującym uniwersalne wartości, ale też wiąże się z danym czasem. 

2.to ciekawe co Pani pisze o zderzeniu abstrakcyjnego malarstwa z dzisiejszym natłokiem obrazów (reklam). Jednak obawiam się, że to napięcie jest trudne do osiągnięcia generalnie w muzeum, zwłaszcza w Polsce. Samo muzeum ma cechy świątyni, miejsca jakby poza przepływającym na zewnątrz czasem. Malarstwo Stażewskiego wydaje się tam być na swoim miejscu. Myślę sobie, że by ten efekt zderzenia, napięcia uzyskać trzeba najpierw sprofanować tą muzealną świątynię. Jak? To jest pytanie do kuratorów przyszłych wystaw :)

Cieszę się, że taka dyskusja o eksponowaniu abstrakcyjnego malarstwa się rozpoczęła, bo uważam, że ma ono dużo ważnego do powiedzenia dziś nie tylko historykom sztuki, ale szerszej publiczności, ale trzeba je jednak pokazywać inaczej, sprawić by stało się bardziej atrakcyjne. Może wystawa Color Chart w MoMA, o której pisał Filip Lipiński we wrześniowym ARTeonie, jest dobrym kierunkiem (www.moma.org/exhibitions/2008/colorchart) ? 

Aneta Rostkowska
witam
bardzo się cieszę, że Pani odpowiedziała. Właśnie o to mi chodzi – o dyskusję.

1.„Czy Pani wolałaby, abym umieściła tu tablicę z opisem, który – jestem tego pewna – zarżnąłby kompletnie aranżację sali?”

Hmm, nie, to nie musiałaby być tablica, to kwestia pomysłowości. W Niemczech, np. w Bremie, wielokrotnie widziałam w muzeach kartki z tekstem poświęconym konkretnemu dziełu sztuki. Znajdowały się one zazwyczaj w specjalnych stojakach umieszczonych w przejściach pomiędzy salami. Można również - tak jak to robi czasem Tate Modern - dodawać do biletu małą książeczkę z opisami ważniejszych dzieł. Kto ma ochotę ten to czyta, a kto nie – nie – ale jest wybór!

2.„sztuka to nie literatura, nie podobają mi się wystawy, w których tekst wchodzi w drogę obrazowi!”

W zasadzie to się z Panią zgadzam. Pytanie, na czym polega „wchodzenie tekstu w drogę obrazowi”? O ile tablice z komentarzami rzeczywiście mogą być za takie „wchodzenie” uznane, o tyle już komentarze na kartkach – niekoniecznie. Poza tym – o jaki rodzaj tekstu chodzi? Naukowy czy np. poetycki? Myślę, że obrazowi artystycznemu na ogół bliżej do tekstu poetyckiego niż naukowego. Więc może komentarze do obrazów mogłyby mieć formę bardziej poetycką? Proszę przypomnieć sobie starożytną tradycję ‘ekphrasis’, do której zresztą ostatnio nawiązują niektórzy historycy sztuki (np. Georges Didi-Huberman).

3.Z tego, co Pani pisze, wynika, że nie miała Pani pełnej wolności w aranżowaniu przestrzeni wystawy. Szkoda, bo pomysły, o których Pani wspomina są naprawdę ciekawe... Pisze Pani, że miała być to początkowo miniwystawa. Rozumiem, że ten ‘mini-status’ trochę samą wystawę naznaczył. Tu już napotykamy problem samej strategii wystawienniczej muzeum i zasadności mini-wystaw. Ja jestem zwolennikiem unikania wersji ‘mini’: uważam, że jeśli muzeum już jakiś temat podejmuje, powinno to robić z rozmachem: z pełną gamą imprez towarzyszących, z porządnym katalogiem itd.. A jako wersję mini można wprowadzać np. pokazy pojedyńczych dzieł (co Muzeum Narodowe zdaje się już robi) – ale też w sposób gruntownie przemyślany i z wykorzystaniem różnych środków edukacyjnych.

4.Co do wielkości tabliczek – moim zdaniem one po prostu były za duże. To miałam na myśli pisząc o wysokości. Pisze Pani, że tabliczki zostały narzucone przez schemat identyfikacji wizualnej Galerii Sztuki Polskiej XX wieku. Czy nie jest to przykład narzucanie sztuce okowów ustalonych w muzeum norm? Co jest ważniejsze – odbiór sztuki, czy to, żeby muzeum wyglądało jednolicie? Dla mnie jasne jest, że to pierwsze jest ważniejsze. Poza tym – wystawa przez brak tabliczek może właśnie odróżniać się od reszty przestrzeni w muzeum, sugerować, że mamy tu do czynienia z autonomiczną całością.

5.Co do chronologii – ja oczywiście zauważyłam, że nie była w pełni zachowana, i dałam o tym do zrozumienia w tekście. Specjalnie zresztą przeszłam się kilka razy po wystawie, by dostrzec wszelkie ingerencje w chronologiczną aranżację - nie przeczę - były inspirujące. Niemneij jednak były one nieznaczne. Dlatego tak zdziwiły mnie te kolorowe tabliczki. Myślę, że dzielenie na okresy miałoby większy sens, gdyby prace były bardziej przemieszane. Co do faktu, że sala ma 4 wejścia – chyba można na różne sposoby wpływać na widzów, by wystawę oglądali w określonym porządku? Taka informacja może być np. na bilecie (z mapą), ale mogą też jej udzielać pracownicy muzeum.

6 „Prac na papierze o charakterze użytkowym nie eksponowałam, ponieważ Stażewski nie tworzył ich w celu wystawiania w galerii.”

Niestety ten argument zupełnie mnie nie przekonuje. Zgodnie z nim nie moglibyśmy prezentować np. szkiców do obrazów i mnóstwa innych rzeczy. Moim zdaniem zdanie Stażewskiego jest zupełnie nieistotne w tym kontekście. Czy gdyby Stażewski pod koniec życia stwierdził, że większość jego obrazów jest nic nie warta i nie nadaje się do pokazywania, nie organizowałaby Pani wystaw jego sztuki? Przecież ma Pani prawo mieć własne zdanie.

6. „A katalog jest niewielki, ponieważ: zaledwie 14 lat temu w Muzeum Sztuki w Łodzi zorganizowano wielką monograficzną wystawę w stulecie urodzin Stażewskiego. Towarzyszył jej katalog o charakterze obszernego opracowania naukowego.”

Hmm, 14 lat temu?? To bardzo dawno temu... Mimo tego faktu uznała Pani, że Stażewskiemu należy się druga wystawa. Zgodnie z logiką Pani argumentu w ogóle nie powinna Pani organizować tej wystawy – bo 14 lat temu już była. Przecież katalog mógłby być inny, koncentrować się na innych aspektach twórczości Stażewskiego, zawierać teksty innych autorów niż wówczas itd..

7. „Czy rzeczywiście tak wielu artystów przekraczając dziewięćdziesiąty rok życia wciąż dążyło do tego , by w sposób kreatywny i świeży podejmować problemy stawiane sobie od kilkudziesięciu lat? (...) Stażewski – nie stał w miejscu, uwspółcześnił swoją sztukę kolejny raz wprowadzając luminescencyjne barwy, nawiązując swoisty, późny dialog z suprematyzmem Malewicza”

Trudno mi w tej chwili odpowiedzieć na ten argument – trzeba by mnóstwo życiorysów przeanalizować ;-) Myślę, że całkiem sporo artystów tak działało. Niemniej jednak – szkoda, że nie pociągnęła Pani tego wątku współczesności obrazów Stażewskiego. W opisie wystawy znalazłam stwierdzenie, że nawiązuje ona do renesansu geometrycznej estetyki w kulturze popularnej – to można było próbować bardziej uwydatnić. W ogóle cały wątek użytkowy mógłby bardzo wzbogacić tę wystawę. Przecież te słynne kapcie Stażewskiego z motywem jednego z obrazów aż proszą się o uwagę i wykorzystanie. Widać w tym jego dystans do samego siebie, autoironię, autodiagnozę. Oraz – wspomniane przez Panią na końcu dandysowatość i estetyzm – one przecież związane są z użytkowym kontekstem sztuki, z jej obecnością w codziennym życiu. W zasadzie z tej banalizacji sztuki abstrakcyjnej możnaby uczynić coś ciekawego i np. próbować odwrócić hierarchię mówiąc: i co z tego? czy to nie wspaniałe, że estetyka geometrycznych form tak bardzo naznaczyła nasze wizualne otoczenie? Może właśnie jest to sukces sztuki abstrakcyjnej – że przetrwała w nie-utopijnym kontekście, jako element codzienności? 

Na koniec dodam, że również mam fioła na punkcie Mondriana. A jeśli wyczuła Pani w moim tekście pogardę, mówię wprost – nie odczuwam jej. Po prostu tak jak i Panią fascynuje mnie sztuka abstrakcyjna i zależy mi na jej ciekawej prezentacji. A zatem – dyskutujmy! :-)
DeStijl
Dzień dobry!
Jestem teraz w Hadze, trochę nie w nastroju do dalszego polemizowania. Cieszę się, że Pani odpowiedziała na mój wczorajszy komentarz, napisany na kolanie , w drodze do muzeum van Gogha. Widziałam tam pokaz dzieł Malewicza z kolekcji Stedelijk Museum - 
megachronologiczny, bez pomysłu, przy każdym obrazie nota, właściwie ciągle ten sam kilkuzdaniowy tekst w różnych, b. zbliżonych wariantach . No, ale to jednak Malewicz! ;-)
Nie mam czasu na pisanie, wolę patrzeć, kończę już więc i zapraszam Panią na kawę do Tribeki w MNK - proszę dać znać, jak Pani będzie w Muzeum.

Agata Małodobry

PS Pozdrowię od Pani Mondriana - jego duch wszędzie się tu unosi.

PS 2 do Pana Piotra.B
(1. ) Oczywiście, ale czy nie uważa Pan, że i w jego figuracji jest niezwykle silny pierwiastek geometryczny? Ja te jego martwe natury z lat 50., i np. wcześniejszy obraz „Ucieczka” nazywam na własny użytek „figuracją geometryczną”. Tyle tam logiki formy; warstwa figuratywna przenika się z siatką linii i przemyślanym zestawem elementarnych figur. W „Ucieczce” i „legérowskich” obrazach z lat 50. ważna jest treść, i kontekst historyczny, jasne – ale Stażewski , zmieniając konwencje, nie rezygnował z geometrii. Owszem, kapistowskie portrety również się zdarzały… Nie twierdzę, że był DO BÓLU konsekwentny! Był zmienny. Ten prosty dualizm w tytule tłumaczy mój odbiór jego postawy.

 Aneta Rostkowska

Proponuję byśmy podyskutowali bardziej ogólnie - po prostu o wystawach sztuki abstrakcyjnej - jakie były ciekawe/inspirujące Wystawa w momie wygląda na ciekawą. Choć przyznam, że trochę zdziwiła mnie ilustracja do wspomnianej recenzji w Arteonie: o ile dobrze zrouzmiałam wystawa prezentowała prace sprzeciwiające się 'metafizycznemu' uwzniośleniu koloru; tymczasem ilustracją recenzji był obraz Rothko, czyli malarza, który właśnie takowe metafizyczne uwznioślenie koloru kultywował, a nie zwalczał. 
Aneta Rostkowska
Ale rozumiem, że to miało być na zasadzie kontrastu do tezy wystawy?
piotr.b
tak, dokładnie - dlatego też zaznaczyliśmy to w podpisie :)
Aneta Rostkowska
rozumiem. może jeszcze komuś przypomni się jakaś interesująca wystawa sztuki abstrakcyjnej?
piotr.b
ja myślę, że to jest szerszy problem, który nie tylko dotyczy wystaw sztuki abstrakcyjnej. Chodzi o muzealną nudę. 
Właśnie przygotowuję tekst na forum o muzealnej nudzie, więc wyjaśnię w nim dokładniej o co mi chodzi.

Aneta Rostkowska
Tak, to zdecydowanie szerszy problem. Niemniej jednak pozostaje jeszcze kwestia samej sztuki abstrakcyjnej i jej prezentacji - jak to robić?

piotr.b
ale problem tkwi właśnie w tym, że muzeum narzuca mentalne ograniczenia.
Stażewski rzucał kolorowe światła reflektorów na chmury, a my wstrzymujemy się przed pokazaniem szkiców, bo artysta tego nie chciał. Moim zdaniem kurator powinien ryzykować, żeby wydobyć ideę z danej twórczości. Nawet czasem przesadzić, być kontrowersyjny. Dlaczego nie wprowadzić reflektorów do muzeum? A może, jeśli kurator nie jest tak kreatywny powinien zatrudnić artystę. 
Przypomina mi się tutaj wersja sali neoplastycznej jako sali gimnastycznej w MSŁ przygotowana przez Grzegorza Sztwiertnię. To już dalej niż tylko ekspozycja, to twórczość, ale dlaczego nie iść w tym kierunku?

Aneta Rostkowska
tak, ta sala Sztwiertni była rzeczywiście świetna. w ogóle taki np. pomysł zaproponowania kilku artystom/designerom wykonania prac inspirowanych sztuką Stażewskiego wydaje mi się bardzo ciekawy. albo np. konkurs dla studentów designu na pracę tego typu (jeśli już idziemy w kontekst użytkowy - nie musimy oczywiście).

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

udany tekst ,podoba mi się podobnie jak Twoje krakowskie ciapy na zdjęciu u góry ;-)
pozdrawiaam ser-d-cznie

Aneta Rostkowska pisze...

miło mi. ech, marzy mi się wystawa innego malarza eksperymentującego z abstrakcją czyli Kamila Kuskowskiego. ale taka z rozmachem... notabene jest z nim fajny wywiad na stronie Obiegu: http://www.obieg.pl/rozmowy/4881
a ciapy? no cóż.. jakoś trza wyrażać afiliację geograficzną :-) poza tym folk ostatnio święci trumfy...;-)

Anonimowy pisze...

hmm..to polecam też
http://www.laznia.pl/?id=325

Aneta Rostkowska pisze...

oo dzięki :-)