Ponoć filozofia umiera. Jeśli to prawda (a mam nadzieję, że mimo wszystko nie...), to rząd próbuje stanąć na wysokości zadania i już szykuje jej trumnę. O co chodzi?
Ministerstwo planuje wprowadzić opłatę za studiowanie drugiego kierunku studiów. To chyba pierwszy krok na drodze do wprowadzenia odpłatności za całe studia. Jak dla mnie - posunięcie fatalne i bynajmniej nie dlatego, że sprzeciwiam się płatnym studiom. Krok ten uważam za błędny z kilku powodów:
1. De facto zniechęca on do studiowania drugiego kierunku. Jasne - kto będzie bardzo chciał - ten to zrobi. Niemniej spora liczba osób - w obliczu dodatkowej odpłatności - zrezygnuje z realizacji takiego pomysłu. Dla rynku pracy to duża strata: wiemy, że wymaga on dużej elastyczności od pracujących - coraz częściej muszą oni w ciągu całego życia kilkakrotnie się przekwalifikowywać. Kto jest do tego lepiej przygotowany, jeśli nie osoba, która uzyskała wykształcenie w kilku kierunkach?
2. Kolejny argument - tyle się mówi o interdyscyplinarności, o tym, że wiele dziedzin nauki ma wspólne obszary badań, że trzeba wspierać kontakty między przedstawicielami różnych dyscyplin. Tymczasem ministerstwo decyduje się na krok de facto skłaniający do 'zamykania' się w obrębie własnego kierunku.
3. Ponadto - pomysł ten uderza w kierunki, które przez wielu studentów traktowane są jako dodatkowe - poszerzające 'horyzonty' i ogólne wykształcenie, np. w kulturoznawstwo, czy filozofię właśnie. Po jego wprowadzeniu w życie zmniejszy się liczba osób studiujących te - i tak już bardzo zaniedbywane przez państwo - dziedziny. Myślę, że przedstawiciele tych dyscyplin powinni wystosować do ministerstwa protest w tej sprawie.
Ministerstwo planuje wprowadzić opłatę za studiowanie drugiego kierunku studiów. To chyba pierwszy krok na drodze do wprowadzenia odpłatności za całe studia. Jak dla mnie - posunięcie fatalne i bynajmniej nie dlatego, że sprzeciwiam się płatnym studiom. Krok ten uważam za błędny z kilku powodów:
1. De facto zniechęca on do studiowania drugiego kierunku. Jasne - kto będzie bardzo chciał - ten to zrobi. Niemniej spora liczba osób - w obliczu dodatkowej odpłatności - zrezygnuje z realizacji takiego pomysłu. Dla rynku pracy to duża strata: wiemy, że wymaga on dużej elastyczności od pracujących - coraz częściej muszą oni w ciągu całego życia kilkakrotnie się przekwalifikowywać. Kto jest do tego lepiej przygotowany, jeśli nie osoba, która uzyskała wykształcenie w kilku kierunkach?
2. Kolejny argument - tyle się mówi o interdyscyplinarności, o tym, że wiele dziedzin nauki ma wspólne obszary badań, że trzeba wspierać kontakty między przedstawicielami różnych dyscyplin. Tymczasem ministerstwo decyduje się na krok de facto skłaniający do 'zamykania' się w obrębie własnego kierunku.
3. Ponadto - pomysł ten uderza w kierunki, które przez wielu studentów traktowane są jako dodatkowe - poszerzające 'horyzonty' i ogólne wykształcenie, np. w kulturoznawstwo, czy filozofię właśnie. Po jego wprowadzeniu w życie zmniejszy się liczba osób studiujących te - i tak już bardzo zaniedbywane przez państwo - dziedziny. Myślę, że przedstawiciele tych dyscyplin powinni wystosować do ministerstwa protest w tej sprawie.
PS Blog Parergon zbiera głosy na: http://www.blogbox.com.pl/show/suggested/2782.
7 komentarzy:
na fb zażarta dyskusja na temat tego posta:http://www.facebook.com/notes/aneta-rostkowska/platny-drugi-kierunek-gwozdz-do-trumny-polskiej-filozofii/212273116613
Moja opinia nie może być popularna. Dla niejednego będzie niemiła. Zatem do rzeczy. Niezmiennie byłem, jestem i pozostanę przeciwnikiem studiowaniu filozofii jako pierwszego i jedynego kierunku. Fakt, że znam osobę wybitną po tego rodzaju filo-solo-studiach nie zmienia mojego zdania. Znam bowiem wielu innych... Metodologów na przykład, którzy o prawach rządzących dynamiką nauk empirycznych rozprawiają, mając zarazem zasadnicze trudności z odróżnieniem probówki od prezerwatywy. (Że ich to nie martwi, wynika na ogół z okoliczności, nad którymi mężczyzna skłonny byłby ubolewać). Propozycja ministerstwa, gdy zostanie zrealizowana, doprowadzi do katastrofy w zakresie nauczania filozofii na poziomie uniwersyteckim.
Co do reszty, nie mam złudzeń. W tym kraju kult pracy jest kultem pracy fizycznej. I mamy, co mamy – i to nadal będziemy mieć. Ale w dzisiejszym świecie napinaniem mięśni nigdzie się nie zajedzie, niczego się nie osiągnie.
Że „czcicielami” pracy fizycznej są górnicy, rolnicy, odlewnicy... ani dziwi, ani gorszy. To ich dobre prawo. Gorszy to, że czynnie wyznają tę wiarę ludzie nauki (Słowne zaklęcia, że jest zgoła odwrotnie budzą mój szyderczy śmiech). Nie umiem inaczej sobie wytłumaczyć na przykład faktu, że władcze ośrodki akademickie (rektorzy, dziekani ich kolegia czy co tam jeszcze) nie prowadzą twardej, nawet desperackiej i brutalnej walki choćby o samo podniesienie nakładów na naukę – także na wynagrodzenia naukowców (nam Ujowcom to przynajmniej dodatkowe premie w prestiżach Rektor wypłaca). Tym zaniechaniem, a zabawianiem się przygotowywaniem Europy do nowego Renesansu, mówi mi się: naukę robią Amerykanie, Anglicy, Francuzi, Niemcy... Japończycy. Ty, Polaczku z tytułem drhaba, jesteś zwykłym symulantem-nierobem. Po rękach i nogach całuj, że ci comiesięczny ochłap rzucamy, że jakąś tam bazkę danych udostępniamy... Ot tak, żebyś mógł dalej sprawnie udawać. Przecież z cała powagą za cztery lata znowu będziemy Cię rozliczać z osiągów (...tylko przekleństwa mam już na języku...)
Zatem pomysł Ministerstwa wpisuje się w wiekową tradycję Narodu. Ku chwale Narodu – kończę...
Filozofię trzeba leczyć i gest Ministersta jest jeden z potrzebnych zabiegów ku temu właśnie.
filozofię nadal trzeba leczyć i t decyzja Ministerstwa jest słuszna operacja na jej ciele
AJN - otóż to.
Anonim - racja, stan polskiej filozofii jest kiepski. Nie rozumiem jednak, jak regulacja ministerstwa miałaby pomóc w jego uleczeniu? Mniejsza liczba studentów filozofii zmniejszy pewnie liczebność pracowników instytutów filozofii, ale w jaki sposób miałoby to wpłynąć na jakość polskiej filozofii??? Bez zmian systemowych czy strukturalnych będziemy mieć to samo tyle, że w mniejszym gronie.
Aneto, trudno się nie zgodzić z tym, co wyżej napisałaś (choć nie z prof. AJN nie zgadzam się z pewnych - w tym równiez czysto osobistych względów, na którymi nie mogę się tym miejscu szerzej rozwodzić). Jestem za odpłatymi studiami, zresztą studia niepłatne to po prostu fikcja. Trzeba wprowadzić opłaty za studia i system stypedniów oraz kredytów studenckich. Obecny pomysł zaś jest działaniem oszczędnościowym, tymczasowym, marnym półśrodkiem nieudolnej ekipy pseudoliberałów! ;)
Janku - masz całkowitą rację. Ministerstwo zamiast ulepszyć istniejący już tzw. preferencyjny kredyt studencki i wprowadzić drobną choćby opłatę za studia (przecież już 500 zł za semestr by wystarczyło - na początek) decyduje się na półśrodki. Żeby tak duże zmiany się udały, trzeba jednak chyba dużej kampanii społecznej wyjaśniającej zalety płatnej edukacji.
Prześlij komentarz